“Potrafiłyśmy się zorganizować, wyjść, nie bać się presji małej miejscowości. My góralki, potrafimy być bardzo twarde. Zapewniam, że nie będzie to jeszcze nasze ostatnie słowo” – mówi Aleksandra Grzech, organizatorka bieszczadzkiego protestu.
28 października wpisał się w życie spokojnej i nieco już uśpionej po zgiełku jesiennym Wetliny (gm. Cisna) żywym i spontanicznym protestem kobiet i mężczyzn. Wsparli oni akcję kobiet sprzeciwiających się ostatnim wydarzeniom związanych z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego.
Rozmawiamy z Aleksandrą Grzech, która jest współorganizatorką spotkania kobiet w Wetlinie i przemarszu, a następnie wejścia na Smerek.
Lidia Tul-Chmielewska: Powiedz mi proszę, kto był organizatorem, jak powstał pomysł, czyja inicjatywa tego wspólnego wyjścia?
Aleksandra Grzech: Można powiedzieć, że tak naprawdę wszyscy naraz. Może ja posklejałam tak wszystko razem z poszczególnych grup? Z racji, że byłam organizatorem marszu kobiet, organizowanego bodajże 3 lata temu, to poniekąd z automatu stałam się takim „spinaczem” z grup, by coś właśnie powstało konkretnie w Wetlinie – w sercu Bieszczad. Dziewczyny bardzo, prężnie zadeklarowały swoje uczestnictwo, chęć pomocy i solidarnego bycia razem. Ze względu na ogólne nastroje, nie starałyśmy się afiszować na portalach społecznościowych z naszym pomysłem, był to rodzaj prywatnych rozmów i polecania sobie wspólnych znajomych. Tak jak mówię jednak, że może ja pospinałam wszystko, ale zasługa takiego „spontanu” jest naprawdę wszystkich.
Dlaczego akurat wybrałyście wyjście w góry?
No to już ja osobiście napisałam, że ja widzę to właśnie tak. Byśmy my, mieszkanki tego miejsca, które jest utożsamiane w większości z określonym nurtem politycznym, z wysokości krzyknęły, że wcale tak do końca nie jest. Że potrafimy mieć własne zdanie, własny głos niekojarzony z żadną partią polityczną ani organizacją społeczną. Jesteśmy kobietami, wspieramy się wzajemnie, potrafimy walczyć o nasze prawa. Pokazałyśmy, że Gmina Cisna potrafi być autonomią, niekoniecznie podległą ogólnemu trendowi Podkarpacia. Wyszłyśmy w góry, by stamtąd zawołać, że nie zgadzamy się na to jak nas potraktowano.
Jakie wasze nastroje? Patrząc na Was widzę uśmiechnięte twarze, ale jednocześnie gniew w oczach…
Dużo osób z tej grupy mówiło, że hasła są wulgarne, że jest „grubo”, że „chamsko”, że brak kultury. Nastroje jednak w nas są już ekstremalne. Uśmiechamy się, bo się wspieramy, bo rośnie w nas serce, gdy widzimy, że potrafimy mówić jako kobiety Polki jednym wspólnym językiem. A czemu takie nieraz hasła padają? Grzecznie już było. Nie ten czas, że kobieta była gorszym istnieniem, że nie mamy praw. Mamy prawa, które zapewnia nam Konstytucja i nie można stać ponad tym właśnie prawem. W wojsku też jest twardo, jest rozkaz, jest polecenie, jest hasło. My też potrafimy wrzasnąć brzydko, by wreszcie dotarło do decydentów, że kobieta nie jest przedmiotem i ma nie być traktowana jak przedmiot. Ja jestem bardzo ciekawa, jak to w końcu dotrze do „góry” i kiedy dotrze, że wkurzone Polki wreszcie się postawiły i coś zrobiły. Taki cel jest naszych protestów.
Widziałam panów z Wami. Grupa w sumie była Was dość duża.
Tak, spotkaliśmy się we wczesnych godzinach, gdyż niestety to był kompromis. Każdy ma obowiązki, pracę, dom, rodzinę. Trzeba było ustalić godzinę najbardziej dla wszystkich pasującą. Zgromadziło się nas w centrum Wetliny ponad 100 osób. Przeszliśmy ulicą, jedyną zresztą w Wetlinie, a następnie część z nas – około 30 osób – poszła na Smerek. Byli też panowie, który nas wspierają, bo tak naprawdę nie tylko kobiet dotyczy wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Dotyka to całych rodzin. Rzuca cień także na mężczyzn, którzy przecież też nas wspierają i dopingują.
Odzew Waszego protestu jest bardzo duży, co widać w mediach, na portalach społecznościowych. A Wy? Jesteście dumne? Zadowolone?
Tak. Bardzo jesteśmy dumne i szczęśliwe. Mogę to zdecydowanie potwierdzić! Mogłyśmy wyrazić swój sprzeciw, wykrzyczeć naszą złość, gniew i determinację. Głośno. Ze szczytu. By „ziemia zatrzęsła”. Nie wolno tego robić kobietom, by nas traktować jak „inkubator” bez prawa głosu. Potrafiłyśmy się zorganizować, wyjść, nie bać się presji małej miejscowości. My góralki, potrafimy być bardzo twarde. Góry są dla twardzieli, a my kobiety udowadniamy, że tak właśnie jest. Zapewniam, że nie będzie to jeszcze nasze ostatnie słowo.
Zapraszamy do obejrzenia galerii ze Strajku Kobiet Bieszczadach
Autorką zdjęć jest Beata Czyżewska. Dziękujemy za udostępnienie materiału fotograficznego naszej redakcji.