Boże Narodzenie w Bieszczadach. Tak obchodzono je w kulturze bojkowskiej

Bieszczady zima /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bieszczady zima Rownia /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Zasiadając do stołu wigilijnego, zgodnie z tradycją zastawionego 12 potrawami, gdzie bieli się opłatek, nie zadajemy sobie pytania, skąd te tradycje? Czy ktoś inaczej obchodzi Święta Bożego Narodzenia, jak to wygląda teraz, a jak wyglądało kiedyś. Jak Boże Narodzenie wyglądało w Bieszczadach na terenach zamieszkanych przez Bojków?

Wigilia Bożego Narodzenia w Bieszczadach

Wiadomo, że wigilia i święta Bożego Narodzenia w kulturze bojkowskiej przypadają na okres 6-7 stycznia. Jak to bywało?

Zimowe bieszczadzkie piekno fot. Lidia Tul-Chmielewska

Zimowe bieszczadzkie piekno / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Ten wieczór był dla gospodarzy zapowiedzią i zwiastunem nadchodzącego roku. Od dnia wigilijnego zależało, jaki będzie rok następny. Dlatego też pewnymi czynnościami wywoływano los by sprawić dobrą zapowiedź. Wstawano więc jak najwcześniej, by w nadchodzącym roku wszystko dobrze się spełniało. Gospodarz napełniał słomą wozy, sanie, garść zboża rzucał na pieca i do żaren, pilnowano, aby nic próżnego w domu i zagrodzie nie stało. Wróżyło to dostatek i dobre zbiory.

Piec w chyży pełnił ważną rolę fot. Lidia Tul-Chmielewska

Piec w chyży pełnił ważną rolę / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Gospodynie piekły cztery chleby: pałanycie i piąty kraczun (żytni chleb, do którego wkładano główkę czosnku, by odstraszać złe moce).W Wołosatem pieczono oprócz kraczuna także dwa małe kołaczyki i mniejszy chleb „brat kraczuniw”.

Zimowo w Bieszczadach / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Zimowo w Bieszczadach / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Po upieczeniu kraczuna gospodyni obwiązywała chleb na krzyż pasmami lnu. Przed wigilią gospodarz zanosił  kraczun nad potok wraz z dwoma snopkami owsa i zanurzał go trzykrotnie. Wszyscy, którzy szli nad potok, myli się i zabierali wodę do umycia się dla pozostałych, którzy byli w chacie (Żernica Wyżna, Wołosate). Ze snopkami i kraczunem powracali do chaty. Gospodarz stawał za progiem i mówił trzykrotnie „pomahaj Bih”, na co mu po trzykroć z izby odpowiadano „zdorowi bid’te”. Następnie stojąc nadal przed progiem, kładł pod progiem w izbie kurtkę lub zwiniętą szmatę, i puszczał pieczywo tak by się potoczyło. Jeżeli upadło wierzchem do góry, to dobrze, jeśli spodem – oznaczało to coś niedobrego, że ktoś kolejnego roku umrze, zachoruje (Wołosate).

Bieszczady zima /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bieszczady zima Gorzanka /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Snopy, z którymi chodzono nad wodę, kładziono na stół i zaścielano obrusem (Wołosate). W Żernicy Wyżnej natomiast stawiano cztery snopy owsa w czterech kątach izby, aby myszy nie gryzły ziarna.

Kiedy gospodarz szedł po słomę, najpierw dawał zwierzętom po trochu siana, słomy i soli. Słomę rozrzucał w izbie na podłodze, a jedna z córek siadała na niej w kącie i moszcząc się niczym kura kwokała, aby kury w roku dobrze się niosły.

Przed samą wieczerzą gospodyni brała po trochu wszystkich potraw i zanosiła do stajni, gdzie obdzielała wszystkie zwierzęta, życząc im zdrowia.

Przy samej wieczerzy świecono świeczkę, którą gasiło się po ukończeniu wigilii i zapalało się lampę. Z dymu zgaszonej świecy wróżono. Jak dym się zakręci i rozejdzie, to dobrze (bardzo dobra wróżba), jak idzie w kierunku drzwi – to umrze gospodarz, w kierunku pieca – umrze gospodyni (Żernica Wyżna, Wołosate).

Przy jedzeniu potraw wigilijnych, na przykład przy grochu, mówiono: „Proszu sia wowku do Hoochu, sczobym tia ne wydiła wid roku do roku” (Żernica Wyżna).

Przed wigilią dziewczęta czyniły wróżby. W Żernicy Wyżnej piekły pieczywo zwane „bobalky”, kładły je na ławę i uważały, które pies lub kot pierwsze porwie, to właścicielka pierwsza wyjdzie za mąż. Natomiast po wieczerzy pod drzwiami dziewczęta nasłuchiwały, z której strony zaszczekał pies, to z tej strony przyjdzie przyszły mąż.

Kolejna tradycja tamtego czasookresu to, że w święty wieczór nic nie może być „gołe”, tylko umajone. Dlatego też wszystkie przedmioty, także drzewa w sadzie owinięte były powrósłem ze słomy.

Fot. Aneta Jamroży

Czytaj więcej: Myczków – Muzeum Kultury Bojków 

Stół

Stół, na którym spożywano wieczerzę koniecznie musiał być przygotowany. Jak już powyżej wspominaliśmy, kładziono na nim słomę lub siano, przykrywano obrusem, jeśli w chacie taki był. Na tym stawiano garnek z ziarnem, w które wetknięta była świeca. Pod stołem gospodarz kładł żelazo z pługa, siekierę, piłę i łańcuchem związywał dwie nogi stołu. Wszystko to by przepędzić złe moce, które tego wieczoru mogłyby zaszkodzić domownikom.

Potrawy

Zwykle przygotowywano dwanaście potraw. Musiały być postne. Była to kiszona kapusta maszczona olejem lnianym, ziemniaki (ale te dopiero weszły do potraw w połowie XX wieku). Podawano także barszcz biały żytni, pierogi z kaszą i grzybami, bób, grzyby, kisiel owsiany, który – według wymogu – musiał być jak najbardziej gęsty, aby mleko było przez cały rok tłuste.

Potrawą przygotowywaną na wspomnienie zmarłych był kutia. Gotowana z pszenicy, maku, orzechów i miodu. W czasach późniejszych i u bogatych gospodarzy dodawano do kutii rodzynki i migdały.

Potrawy jedzono drewnianymi łyżkami z jednej miski. Wiązało się to również z czynnościami, które miały zagwarantować dobry rok. Na przykład podczas jedzenia kapusty gospodyni biegła na pole i pytała, czy smakuje. Domownicy odpowiadali, że nie, bo kapusta kwaśna, a gospodyni na to: oby tak liszkom kapuścianym była tyż niedobra. Po wieczerzy gospodyni brała po łyżce z każdej potrawy i przez rękaw koszuli, w którą była ubrana, dawała kurom jedzenie, aby się dobrze niosły.

Wieczerzę rozpoczynano od modlitwy za zmarłych i dzielenia się prosforą – chlebem, podawanym w cerkwi razem z winem podczas komunii. Podczas wieczerzy domownicy podchodzili do pieca i rzucali na rozżarzone węgle kadzidło cerkiewne. Miało to za zadanie chronić przed bólem zębów. Piec uważano za siedzibę duchów domowych, ogień za święty żywioł, a dym miał moc oczyszczania od złego i chorób.

Cerkiew i ikonostas fot. Lidia Tul-Chmielewska

Cerkiew i ikonostas / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Po wieczerzy

Pastuchowie wiązali łyżki słomą, aby im się bydło nie rozbiegało i w szkodę nie wchodziło na wypasach. Również zwyczajem na Bojkowszczyźnie było wtykanie łyżki w snop siana, by podczas żniw nie bolały krzyże. Wieczór kończył śpiew kolęd. Były to także kolędy śpiewane w trosce o plony, które zapewnią spokojne bez głodu przeżycie do następnych żniw.

Tego wieczora domownicy do snu układali się na słomie rozścielonej na podłodze, miejsce na ławach i łóżku, jeśli było takowe, pozostawiając dla dusz, które razem z domownikami świętowały ten wieczór. Od Wigilii do Nowego Roku nie wolno było wieczorami nic robić, nie wolno było pracować (np. prząść), mawiano, że w ten czas Pan Jezus po kolędzie chodzi.

7 stycznia, czyli Boże Narodzenie w Bieszczadach w kulturze bojkowskiej

O świcie tego dnia wszyscy obmywali się w wodzie. Następnie gospodarz brał kraczun, szedł do studni lub potoku, skrapiał chleb wodą i wracał do chaty, gdzie na progu mówił: „Chrystos rodytsia”, na co domownicy odpowiadali: ”Chwała Mu”. Następnie toczył kraczun do izby, obserwując jak upadnie, czy wierzchem, czy spodem. Gospodyni kraczun obwiązywała przędzą lnianą i kładła pod snopek leżący na stole. W niektórych wsiach ludzie myli się w potokach trzymając w rękach pieniądze, aby ich się cały rok trzymały. Przed śniadaniem wprowadzano do izby wołu, dawano mu chleb i słomę ze snopa, który stal w rogu chyży, nakładano mu na rogi trochę słomy by do obory wyniósł dla innych wołów. Należało tego dokonać jak najwcześniej nim ktoś obcy wszedł do chałupy, jak ktoś nie zdążył wróżeylo to wówczas nieszczęśliwy rok.

Chyża bojkowska Skansen w Sanoku fot. Lidia Tul-Chmielewska

Chyża bojkowska, Skansen w Sanoku / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Chyża bojkowska fot. Lidia Tul-Chmielewska

Chyża bojkowska / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Na progu chyży fot. Lidia Tul-Chmielewska

Na progu chyży / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Po śniadaniu wszyscy szli do cerkwi. Po obiedzie młodzież spotykała się śpiewając kolędy. Starsi pozostawali w chatach. Ten dzień był święty, nie wolno było nic robić, poza obrządkiem przy zwierzętach. Ale nie można było także w dzień spać.

W Solinie był zwyczaj, że wójt zbierał w karczmie dziecięciu parobków, częstował ich wódką i wysyłał na wieś po kolędzie. Za kolędę dostawali owies, który zbierali do worka, noszonego przez jednego z kolędników, którego nazywano kiń (koń). Zebrany owies, kolędnicy sprzedawali, połowę pieniędzy przepijali, a połowę dawali do cerkwi na świece.

Gdy w domu leżał zmarły, kolędników odprawiano.

W drugim Dniu Bożego Narodzenia wynoszono z izby słomę, a jeśli było małe dziecko, to one nago zamiatało wszystkie źdźbła, aby dobrze pszenica rodziła.

Bojkowie dbali o swoje zwierzęta fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bojkowie dbali o swoje zwierzęta fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bojkowskie zwyczaje wigilijne fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bojkowskie zwyczaje wigilijne / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Ozdoby świąteczne tzw. pająki fot. Lidia Tul-Chmielewska

Ozdoby świąteczne tzw. pająki / fot. Lidia Tul-Chmielewska

14 stycznia to Nowy Rok

Kraczun zjadano dopiero w Nowy Rok, a czosnek z niego przechowywano i używano, jako leku przeciw bólowi gardła. Był to dzień, kiedy wróżyło się z węgla. Wyciągano węgle z pieca, tyle ile był osób dorosłych w chacie. Każdy miał swój węgielek. Czyj pierwszy się pokrył białym popiołem, to dobrze, czyj zczerniał ten umrze. We wróżbę z węgli bardzo wierzono, jak powiadali „wu hel maje Weryku prawdu”.

Bieszczady zima /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bieszczady zima /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Zwyczaje były różne, często we wsiach odmienne, ale kilka było jednak wspólnych. Na przykład do leżącej na ziemi obręczy sypano w tym dniu owies, aby kury dobrze się niosły. Po południu chłopcy i dziewczęta nad drzwiami kreślili w izbach krzyże – kredą bądź ciastem. Wieczorem zasiadano do kolacji takiej samej jak w wieczór wigilijny. Następnie wyglądano przez okna, gdyż Bojkowie wierzyli, że tej nocy otwiera się niebo i można Boga prosić o wszystko.

W Nowy Rok udawano się do cerkwi, gdzie procesje szły nad rzeki, stawy, potoki, w których kapłan święcił wodę. Wodę tę przechowywano w izbach, za świętymi ikonami. Jeśli ktoś zachorował dawano tę wodę wraz z okruszynami ciasta lub kredy z krzyżyków nad drzwiami.

Bieszczady zima /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Bieszczady zima /fot. Lidia Tul-Chmielewska

Po poświęceniu wody przez tydzień nie wolno było prać w potoku ani rzece, która była święcona.

Jak widzimy zwyczaje, które rodzimi mieszkańcy regionu bieszczadzkiego obchodzili w te ważne świąteczne dni, całkiem odbiegają od obecnych. Ważne jest by starać się przekazywać te tradycje choćby we wspomnieniach, gdyż jak sami widzimy, ten okres świąt był dla tego biednego ludu naprawdę wyjątkowy.

Czytaj więcej: Poznaj Bojków – zapomniany bieszczadzki lud  

Materiały źródłowe:

  • Świat Bojków – Andrzej Karczmarzewski
  • Na pograniczu łemkowsko-bojkowskiem – Jan Falkowski i Bazyli Pasznycki

Porozmawiajmy o Bieszczadach!
Dołącz do grupy Bieszczady.Land na Facebooku



Zostań patronem portalu Bieszczady.Land


Bądź na bieżąco!
Zapisz się na nasz bezpłatny newsletter.