Życie Lutka Pińczuka, wieloletniego gospodarza Chatki Puchatka, to gotowy materiał na scenariusz filmowy. I w końcu ktoś po niego sięgnął! Historię bieszczadzkiej legendy splecioną z losami kultowego schroniska na Połoninie Wetlińskiej zobaczymy w filmie dokumentalnym. Ruszyły już pierwsze prace.
Nie każdy wie, że Ludwik Pińczuk, mimo polskiego pochodzenia, urodził się w Jugosławii. Gdy wraz z rodziną wrócił do Polski, zamieszał na Śląsku, gdzie został górnikiem. Gdy jednak w 1959 r. wybrał się w Bieszczady, by dorobić przy zbieraniu jagód, góry urzekły go na tyle, że zaczął tu wracać, by w końcu osiąść na stałe.
Najpierw zamieszkał w ziemiance w Berehach Górnych. Z czasem los zaprowadził go na Połoninę Wetlińską do późniejszej Chatki Puchatka, którą po wielu trudnościach (także formalnych), udało się zaadaptować nie tylko do mieszkania, ale i służenia turystom. W 1964 r. podjął się remontu tego miejsca, co było sporym wyzwaniem. Można sobie wyobrazić, ile trudu kosztowało choćby wynoszenie potrzebnych materiałów na tę wysokość.
Wielką pomocą dla gospodarza chatki był jego koń Caro, na którym przemierzał połoniny. – Nazwa Caro wzięła się stąd, że był to mój szczęśliwy kolor w czasie gry w pokera. Na swym grzbiecie wyniósł na Połoninę ponad sto ton drewna, kamieni, cegieł i cementu – opowiadał w jednym z wywiadów popularny „Lutek”. On sam, choć ciężkiej pracy mu nie brakowało, postanowił pomagać turystom nie tylko goszcząc ich w schronisku. W 1966 r. zasilił szeregi Grupy Bieszczadzkiej GOPR-u – wziął udział w rekordowych 139 wyprawach ratunkowych!
Mimo, że kowboj z bieszczadzkiej połoniny na przestrzeni kilkudziesięciu lat, kilkukrotnie zmuszony był opuszczać to miejsce – zawsze wracał. W sumie mieszkał tam pół wieku!
W 2017 r. Ludwik Pińczuk zdecydował się opuścić ukochany zakątek i zejść w doliny – tym razem już na stałe. Także Chatka Puchatka (sprawdź) ma zniknąć w kształcie jakim ją znamy. Po jej planowanej rozbudowie, pod Hasiakową Skałą stanie większe schronisko o dużo wyższym standardzie
Czytaj więcej w artykule: Tak zmieni się „Chatka Puchatka”! 10 rzeczy, które warto wiedzieć o jej przebudowie
Postać nie do podrobienia!
Dziś 80-latek jest żywą legendą. Legenda ta zostanie uwieczniona w filmie dokumentalnym, który właśnie powstaje. Reżyserii podjęli się Robert Żurakowski i Małgorzata Mielcarek.
– Pomysł na film zrodził się przy okazji tegorocznego Przeglądu Filmów Górskich w Ustrzykach Dolnych – tłumaczy Witold Tomaka, prezes Fundacji SOS Na Ratunek, która jest partnerem produkcji. – Jednym z gości był reżyser Robert Żurakowski. W kuluarowych rozmowach przyznał, że chciałby nakręcić film w Bieszczadach, potrzebuje jednak tematu. Podrzuciłem więc historię Lutka Pińczuka, naszego ratownika, członka honorowego GOPR, wieloletniego ajenta schroniska na Połoninie Wetlińskiej. Postaci dla nas kultowej – wspomina.
Pomysł bardzo się spodobał i zaczął być wcielany w życie. Powstał pierwszy wstępny projekt scenariusza. – Chcieliśmy jednocześnie powiązać postać Lutka z historią schroniska Chatka Puchatka. Zresztą ciężko jest oderwać od siebie te dwa tematy, bo jeden bez drugiego nie funkcjonuje – podkreśla prezes.
Film będzie nosił tytuł „Lutek. Legenda Bieszczad”. Produkcja pokaże historię bieszczadzkiego kowboja już od dzieciństwa, od czasów kiedy przyjechał z Bośni. To będzie pełnometrażowy film dokumentalny – minimum godzinny. – Nie może być za długi, żeby nie stracił dynamiki – twierdzi Witold Tomaka. – Oprócz wywiadów, myślimy o tym, by nakręcić także jakieś sceny fabularyzowane. Czy nam się to uda zależy od odtwórcy głównej roli. Ciężko będzie skopiować Lutka Pińczuka. To postać charakterystyczna i rozpoznawalna – przyznaje.
Zdążyć przed zamknięciem chatki
Zdjęcia już ruszyły. – Kilka tygodni temu kręciliśmy m.in. na Połoninie Wetlińskiej. Nagrywaliśmy schronisko, plenery. Byliśmy też u niego w domu w Wetlinie gdzie był prowadzony wywiad z jego partnerką życiową – opowiada prezes. – Także w okresie wielkanocnym będziemy realizować kolejne sceny w schronisku.
Filmowcy muszą się śpieszyć, bo w związku z planowaną rozbudową Chatki Puchatka, która ma ruszyć w tym roku, może być już niedługo zamknięta.
Są także inne problemy – natury finansowej. Chodzi o wysokie koszty produkcji. – Na początku to była kwota 30-40 tys. zł, jednak gdy stworzyliśmy bardziej szczegółowy kosztorys, okazało się, że potrzebujemy minimum 100 tysięcy złotych – zdradza szef Fundacji SOS Na Ratunek. – Nie chcemy żeby była to poślednia produkcja, ale żeby ten film nadawał się do formuły festiwalowej. Niestety montaż, muzyka, tłumaczenie na angielski i być może na inne języki – to wszystko kosztuje – wylicza.
Twórcy nie załamują jednak rąk. – Trudne rzeczy schodzą nam trochę dłużej, ale wykluczam taką myśl, że nam się nie uda – podkreśla Witold Tomaka. – Pierwsze pieniądze od darczyńców już pozyskaliśmy. Będziemy też uruchamiać zbiórkę na portalu internetowym. Temat jest chwytliwy, co widzimy m.in. wśród osób odwiedzających facebookową stronę filmu, więc mam nadzieję że uda nam się zebrać potrzebne środki.
Marzeniem filmowców byłoby pokazać gotowe już dzieło przy okazji następnego Przeglądu Filmów Górskich w Ustrzykach Dolnych, zaplanowanego na luty przyszłego roku.
– Chcę podkreślić, że my nie chcemy na tym filmie zarabiać. Będzie on udostępniany w formule „free”. Najpierw na festiwalach a później dla każdego – zaznacza nasz rozmówca.- Chcemy żeby po Lutku została pamiątka, bo na to po prostu zasługuje!
Postępy w pracy nad filmem można śledzić na facebookowym profilu produkcji.