Kamień Aleksandra Fredry w Cisnej
2 powody, dla których warto odwiedzić to miejsce:
1. Jest to miejsce upamiętniające związki słynnego pisarza i jego rodziny z Bieszczadami, oraz świetne źródło informacji o działalności Fredrów w Cisnej.
2. Cisna – nazywana Letnią Stolicą Bieszczadów jest miejscowością niezwykle atrakcyjną pod względem turystycznym.
Co ma wspólnego Aleksander Fredro z Cisną? Okazuje się, że całkiem sporo. Choć pisarz odwiedził tą bieszczadzką miejscowość zaledwie kilka razy, to jego ojciec był… jej właścicielem. Szczegółowe informacje na ten temat oraz archiwalne zdjęcia z tamtych lat znajdziemy przy Kamieniu Aleksandra Fredry. Pamiątkowy obelisk stoi w pobliżu tutejszego Orlika.
Kamień Aleksandra Fredry odsłonięto w Cisnej 7 sierpnia 2014 r. Wcześniej – pomnik nieco zapomniany i zaniedbany stał na terenie Dołżycy. Dzięki staraniom Stowarzyszenia Natchnieni Bieszczadem, udało się go odnowić i przenieść w miejsce, gdzie zwraca uwagę oraz przypomina o związkach Fredrów z Bieszczadami. Otrzymał też nową tablicę pamiątkową – stara natomiast, zdobi ścianę szkoły w Cisnej.
Nowa lokalizacja pomnika nie jest przypadkowa. W 1810 r. Jacek Fredro – ojciec słynnego pisarza i właściciel Cisnej, założył hutę, w której wykorzystywał miejscowe złoża rudy żelaza. Właśnie w odległości ok. 50 m od Kamienia, za rzeką, znajdowało się wejście do jego sztolni. Ciśniański dwór Jacka Fredry mieścił się zaś w miejscu, gdzie dziś znajduje się siedziba nadleśnictwa, a w miejscu dworskich ogrodów obecnie stoi kościół. Cisna pozostała we własności rodu Fredrów do1867 r
Jak sam Aleksander Fredro wspominał wizyty w Cisnej możemy się przekonać czytając jego pamiętnik zatytułowany „Trzy po trzy. Pamiętniki z epoki napoleońskiej”. Oto ich fragment:
„Pobyt nasz w Cisny był pełny uciech. Wszystko dla nas było nowe – nowe dla słuchu i wzroku. Trąby z kory juhasów odzywały się czasami po górach tu i ówdzie. Ton ich melodyjny, nieco jednostajnie przeciągły, powtarzany, a raczej rozciągany echem po skałach i lasach, ma w sobie coś tak swobodnego a tęsknego razem, tak stosownego do tej poważnie milczącej natury gór, że wrażenie, które od pierwszego razu na mnie zrobił, najmniej się nie starło. Odgłos tej trąby jest zawsze dla mnie prawdziwą rozkoszą, teraz może i większą niż wówczas, bo za każdym tonem leci krocie wspomnień. Łapaliśmy pstrągi i kiełbiki, a jeżeli się czasem noga ześliznęła, było to powodem do śmiechu bez końca. Zwiedzaliśmy szałasy po odległych górach, gdzie nas częstowano bundzem i bryndzą. Byliśmy przekonani, że w każdym parowie musi być przynajmniej jeden niedźwiedź.”
Porozmawiajmy o Bieszczadach!
Dołącz do grupy Bieszczady.Land na Facebooku
Send this to a friend
Komentarze