Galeria Barak – tutaj nawet cisza się śmieje, a szczęście ma imię

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Prowadzą Galerię Barak. Ich drogi w Bieszczadach to w pewien sposób przykład, jak można osiągnąć wiele, nie mając nic. A właściwie mając coś, co jest przywilejem młodości – miłość i wiarę w marzenia.

Róża i Krzysztof Franczakowie – mieszkają i tworzą w Czarnej. Są przykładem ludzi, którzy połączyli się w Bieszczadach, przeszli ciężką i trudną drogę osiedlenia się na tej ziemi. Przykładem tych, co z mozołem i determinacja budowali kawałek swojego szczęścia, wzajemnie trwając i się wspierając. Co im w tym pomogło? Na pewno była to wiara oraz niepokorna młodość i odwaga. No i miłość. To ludzie, którzy są dwiema połówkami pomarańczy.

Czarna bez Galerii Barak? Niemożliwe…

Róża i Krzysztof Franczak, Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Róża i Krzysztof Franczak, Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak wrosła w krajobraz wsi Czarna. Wystarczy tam wejść, a poczujemy namacalnie dobrą pozytywna energię. To dzięki ludziom, którzy tę galerię prowadzą – Róży i Krzysztofowi Franczak.
W galerii – oprócz ich prac autorskich, charakterystycznej ceramiki z motywami chabrów i maków – możemy zobaczyć prawdziwe bieszczadzkie rękodzieło. Róża ma wprawne oko i intuicję do wyszukiwania „perełek” wśród bieszczadzkich rękodzielników. Oprócz pięknych prac, zabrać ze sobą można cały bagaż dobrej energii.

Fotel tam wygodny, możesz sobie spocząć z książką w ręku, posłuchać muzyki, pogawędzić z właścicielami. Tej magii nie kupi się w każdym miejscu.

Oto rozmowa z Różą i Krzysztofem – ludźmi pięknymi w swoim wzajemnym szacunku.


Lidia Tul-Chmielewska: Skąd jesteście?

Krzysztof Franczak: Przyjechałem ze Szczecina, ale pochodzę z Siedlec. W Szczecinie pracowałem, mieszkałem przez 10 lat po skończeniu szkoły, a potem przyjechałem w Bieszczady.

Przyjechałeś turystycznie?
KF: Wielokrotnie przyjeżdżałem tutaj, jako turysta z plecakiem. Łaziłem, podziwiałem. Kiedyś – na początku lat 90 – tych przyjechałem, by zostać tutaj na jakiś czas. Nie na zawsze – nie miałem planu… Chciałem tutaj pobyć. Może gdzieś to tliło się głęboko w głowie, ale realnie patrząc, by zostać gdziekolwiek, to trzeba mieć jakieś miejsce. Punkt zaczepienia, pracę. Wiesz – zwykłe podstawy. Przyjechałem tutaj z kolegą, by połazić. W Ustrzykach Górnych poznałem Roberta Turskiego i Andrzeja Borowskiego, którzy remontowali knajpę. Początkowo tam się zaczepiliśmy, pomagając przy remoncie. Potem zatrzymałem się u nowo poznanych znajomych w Chmielu, gdzie przezimowałem. Potem poznałem Prezesa (Ryśka Krzeszewskiego) – u niego zatrzymałem się na dłużej i tam poznałem Różę.


Róża Franczak:
Tak kiedyś śmialiśmy się, że można by było zorganizować zlot par, które poznały się u Prezesa i są ze sobą. Takie dobre miejsce, dobra energia wśród dobrych ludzi. Ja pochodzę z Rzeszowa. W Bieszczady przyjechałam z Warszawy. Przyjechałam na wakacje, ale z opcją, że tutaj zostanę na dłużej, że wydarzy się coś ważnego, coś, co zmieni moje życie. Inspiracji do wyjazdu dostarczyli znajomi, którzy byli u Prezesa kilka miesięcy wcześniej i o tym miejscu opowiadali same dobre rzeczy. To takie miejsce by przystanąć, zwolnić, gdzie człowiek podchodzi do drugiego człowieka zwyczajnie, bez pytań, skąd?, Po co?., dlaczego?. Niby zwyczajna owczarnia z kawałkiem podłogi do spania – wielkie piękne NIC nadzwyczajnego, a jednak miejsce – przystań. Tam poznałam Krzysztofa.

Ty przecież studiowałaś Róża i co?
RF: Tak, studiowałam w Warszawie. Te studia – upragnione i wymarzone – były szczytem moich marzeń. Studiowałam w szkole teatralnej. Warszawa wtedy przechodziła wielkie przemiany lat 90-tych. Dla mnie – dziewczyny z małego wówczas Rzeszowa była wielkim NOWYM i obcym. Czułam się tam jak szara myszka, zagubiona w wielkim świecie. Wtedy pojawiły się we mnie pytania. Kim jestem, co jest dla mnie najważniejsze, co chcę robić? I dlatego, poszukując odpowiedzina nie, pojawiłam się w Bieszczadach. Ten stan trwa do dzisiaj. Cały czas idę swoją drogą i otwieram się na ciągłe nowe.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska


Była to dramatyczna decyzja?
RF: Tak, porzuciłam studia, zerwałam wszystkie kontakty, wyjechałam w nieznane. Było to bardzo bolesne. Bardzo to dla mnie dziwne, ale przeczuwałam, że wtedy się coś wydarzy. I miałam rację.

Gdy się poznaliście, to, jaki wspólny pomysł dalej? Mieliście plany?
RF: U Prezesa poznałem rzeźbiarzy – zimą trzeba było coś robić – i zacząłem też przy nich coś tam dłubać. To był cały wówczas pomysł. W 1992 roku, gdy postanowiliśmy być razem, zaczęliśmy szukać domu. Trafiliśmy do Czarnej, znaleźliśmy dom do wynajęcia, w opłakanym stanie. Pracy w Bieszczadach nie było. Utrzymywaliśmy się więc z mojego rzeźbienia.

Nie mieliśmy ani wyobraźni ani pieniędzy, byliśmy młodzi, całkowicie zakręceni, nie zadawaliśmy sobie pytań, które obecnie, mając doświadczenie, byśmy sobie zadali. Przywilej młodości – kochamy się i jakoś to będzie. (śmiech) Żyliśmy tu i teraz, jesteśmy szczęśliwi i to wystarcza. Obchodzimy obecnie w ciągu roku 3 rocznice naszego ślubu. Pierwsza – to nasza wspólna decyzja bycia razem – taka sielankowa i pozytywnie zakręcona, druga, kolejny etap – ślub cywilny, czyli uporządkowanie formalne, trzecia – ślub kościelny, czyli coś takiego, co ma inny wymiar. Decyzja podjęta świadomie, taka nasza wewnętrzna potrzeba ugruntowania naszego związku. To obrazuje nasz związek, nasze dojrzewanie i naszą odpowiedzialność za rodzinę.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Czarna była Waszym domem?
RF: To nie był nasz docelowy punkt, po prostu szukaliśmy miejsca dla siebie: wieś po wsi, dom po domu. W pewnym momencie stanęliśmy przed bardzo trudną sytuacją, bo nie mieliśmy gdzie mieszkać. Wtedy pojawiła się Czarna.

Skąd pomysł galerii?
KF: Na początku było tak, że tutaj powstała galeria z pomysłu nauczyciela, dyrektora szkoły Bogdana Schutterlego, która miała być początkowo ośrodkiem kultury, taką klubo-kawiarnią, a także by zaprezentować tutaj twórców lokalnych.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska



RF:
Ja od początku tę galerię prowadziłam. To był piękny okres, kiedy mieliśmy możliwość działania: odkrywania i prezentowania lokalnych twórców. Byłam zawsze społecznikiem, animatorem kultury – to było dla mnie spełnienie moich marzeń. Fajne rzeczy się tam odbywały, koncerty, spotkania z twórcami, organizowaliśmy wystawy, nie tylko w Czarnej, ale i w Krakowie, w Warszawie. Coś wspaniałego! Dziś aż trudno uwierzyć, że w latach 90-tych – bez Internetu, komórek – można było rozwijać działalność z takim rozmachem.

Róża Franczak, Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Róża Franczak, Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Co się stało, że nie można było dalej prowadzić tej galerii?
KF: Budynek galerii był obiektem prywatnym, właściciel chciał po prostu ten obiekt sprzedać. Żal nam było miejsca, włożonej pracy i zaangażowania i wtedy podjęliśmy zupełnie „odpaloną” decyzję kupna galerii na własność. Nie mieliśmy nic – dosłownie. Jak to się stało, że myśmy się na to zdecydowali, nie mam kompletnie pojęcia.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska


RF: Zapożyczyliśmy się do granic możliwości.

KF:
Pamiętam, że gdy wracaliśmy od notariusza, całą drogę do siebie się nie odzywaliśmy. Byliśmy przerażeni tym, co zrobiliśmy.

RF: Mieszkaliśmy w starej chałupie. Szczytem naszych możliwości było ściągnięcie foli z okien i wstawienie tam szyb. Zapożyczenie się w takich warunkach – to jak dzisiaj na to patrzę – było dosłownym szaleństwem.

Ale udało się…

RF: Tak, zdecydowanie tak. Spłaciliśmy zobowiązania. Mieliśmy wreszcie swoje miejsce i możliwość decydowania, co ma tutaj być. Oczywiście byliśmy zdecydowani na prowadzenie galerii – w końcu tylu ludzi tutaj tworzy, rękodzielników, artystów, których warto pokazać.

Prowadzimy galerię intuicyjnie, nie kierując się snobizmem, to pozwala nam zapraszać do wystawiania pracabsolwenta Akademii Sztuki, jak i drwala. Stworzyliśmy płaszczyznę, gdzie mogą się spotkać jak koledzy „po fachu”. Nie ma przepaści z powodu różnic w wykształceniu – jest wspólna pasja i wrażliwość na piękno, wspólnie wystawiane prace, przyjemność bycia ze sobą, dzielenia się, wspierania.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria wasza, to nie tylko miejsce gdzie można zakupić rękodzieło prawda?
RF: Prezentujemy i prowadzimy sprzedaż prac artystów i rękodzielników bieszczadzkich – swoich oczywiście również, ale nie jest to jedyna forma działalności w „Baraku”. Od wielu lat naszą pasją jest ceramika: projektujemy i wytwarzamy ceramikę autorską, prowadzimy lekcje, pokazy i warsztaty artystyczne dla osób indywidualnych i grup zorganizowanych. Poza tym „Barak” to taki mini dom kultury, gdzie odbywają się koncerty, spotkania autorskie, pokazy filmowe.

Angażujecie się w prace społeczne?

KF: Mamy za sobą różne doświadczenia w działalności społecznej: entuzjazm, sukcesy, porażki i wypalenie. Jesteśmy wolnymi ludźmi, nie jesteśmy uzależnieni od jakiejkolwiek instytucji, co daje nam swobodę działania. Efektem takiego myślenia jest np. projekt „I’love Czarna” polegający na wielotorowej promocji gminy. W ubiegłym roku zorganizowaliśmy we wspólnym społecznym działaniu, ze wsparciem Gminy – I Bieszczadzki Festiwal Sztuk w Czarnej. W tym roku odbył się drugi. Impreza – z tego, co wiemy – cieszy się uznaniemzarówno ze strony artystów, twórców, rzemieślników jak i społeczności i turystów. Docelowo chcemy by była to impreza kilkudniowa.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska


Znowu macie skrzydła?
RF: Zależy nam na promocji gminy Czarna, bo to piękne miejsce na ziemi i mieszkają tu piękni ludzie. A najpiękniejsze jest to, że my chcemy to robić, ale nie musimy. Robimy to, co kochamy – a to właśnie dodaje nam skrzydeł. Zawsze byłam społecznikiem i uważam, że trzeba się dzielić talentami, którymi jest się obdarzonym. Trzeba również realizować marzenia i wyznaczać sobie wciąż nowe cele. Właśnie dlatego dokończyłam studia na Akademii Teatralnej w Warszawie i od wielu lat zajmuję się edukacją teatralną i prowadzeniem zespołów teatralnych. Piszę i realizuję projekty społeczno – kulturalne dla swojej społeczności i wciąż mam wielki apetyt na życie.

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Galeria Barak, Czarna / fot. Lidia Tul-Chmielewska

Porozmawiajmy o Bieszczadach!
Dołącz do grupy Bieszczady.Land na Facebooku



Zostań patronem portalu Bieszczady.Land


Bądź na bieżąco!
Zapisz się na nasz bezpłatny newsletter.